Do wyborów poszło 52% Polaków. To najlepszy wynik w wyborach samorządowych po 1989 roku. Według danych Państwowej Komisji Wyborczej frekwencja w Małopolsce była najwyższa w kraju, co drugi Małopolanin poszedł do urny. Jednak inaczej sprawa wygląda w Szczawnicy. Tam frekwencja wyniosła zaledwie 32,59%.
Zapytaliśmy, dlaczego Szczawniczanie tak niechętnie poszli na wybory – Nie mieliśmy po prostu na kogo głosować. To jak wybierać między dżumą a cholerą. Najpierw trzeba byłoby mieć prawo do zgłaszania kandydatów. A później można na nich głosować – mówi jeden z mieszkańców.
Marcin Mastalski to przesympatyczny młody mężczyzna jest moim kandydatem, ale musi zyskać niezależność, gdyby został burmistrzem to byłaby olbrzymia krzywda wyrządzona jemu oraz cios wymierzony w mieszkańców – ujawnia fanka Marcina, mieszkanka Jaworek.
Do urn poszły tylko osoby, które są obecnie przy korycie oraz te, które liczyły, że do tego koryta się dostaną, stąd taka niska frekwencja – informuje kolejny rozmówca.
Dworak PiS- u nie powinien być burmistrzem Szczawnicy – z goryczą w głosie mówi mieszkanka Szlachtowej i dodaje: Po co nam na urzędzie osoba sterowana przez poseł Paluch i senatora Hamerskiego, poczekamy jak się uniezależni.
Lubię Marcina i jak wyjmie pampersa namówię go, aby po roku zorganizował referendum i wygrał w cuglach z Niezgodą. Teraz nie mogliśmy na niego głosować, byłby zakładnikiem kacyków partyjnych – deklaruje mieszkaniec Szczawnicy.
Mieszkańcy nie mieli de facto żadnego wyboru, a ten, który im zaproponowano był wyborem złudnym. Kontrkandydat Grzegorza Niezgody był nieosiągalny dla Szczawniczan ochraniany przez partyjnych działaczy niczym premier przez BOR. Żaden z kandydatów nie przedstawił sensownej propozycji dla gminy– ujawnia lokalny przedsiębiorca.
Przypomnijmy, Grzegorz Niezgoda zdobył 1658 głosów, a Marcin Mastalski 1075. Jest to olbrzymie poparcie, jakim obdarzono kontrkandydata obecnego burmistrza. Ponad tysiąc mieszkańców zagłosowało na kandydata, który nie prowadził kampanii wyborczej. Wysoki wynik świadczy o tym, że wyborcy dali mu kredyt zaufania. Gdyby nawiązał z nimi dialog, wybory mogłyby skończyć się na jego korzyść.
Przepisem na sukces dla Marcina Mastalskiego byłaby niezależność. Biorąc pod uwagę frekwencję, jeżeli przemówi ludzkim głosem, a nie partyjnym, to po roku mógłby doprowadzić do referendum. Prawo przewiduje możliwość odwołania burmistrza przed upływem kadencji. Te dziesięć miesięcy musiałby jednak poświęcić kampanii, opracować solidny plan rozwoju gminy i udowodnić, że jest samodzielnym kandydatem.
Odnosi się wrażenie, że kontrkandydat został wystawiony w zupełnie innym celu. Mastalski jest drugim kandydatem z ramienia PiS, którego ustawiono na spalonym. Pierwszym był Zenon Kasprzak. Co kieruje liderami PiS-u, że tworzą tego typu gry?