Jeżeli dziennikarze opierają się na niezależnych źródłach informacji, nie muszą obawiać się publikacji nawet bardzo kontrowersyjnych materiałów — mecenas Dawid Jurczak.
Wywiad z mecenasem Dawidem Jurczakiem, opublikowany w zeszłym tygodniu na portalu „Wieści prosto z Gór” oraz współpraca podjęta przez niego z redakcją, pokazują, że są w środowisku prawniczym również na lokalnym rynku osoby, które w pracy zawodowej nie boją się wyzwań, ani trudnych tematów, a także nie „uciekają” od mediów, ponieważ są świadomi, że właśnie wolne media (zwłaszcza te lokalne), niezależne sądy oraz prokuratura, a także, ogólnie rzecz ujmując, uczciwe państwo prawa, to te elementy życia publicznego, które są gwarancją sprawnego i skutecznego funkcjonowania Państwa służącego interesom nie tylko wąskich grup, lecz każdego obywatela.
Mecenas Dawid Jurczak wypowiedział się także na temat „taśm prawdy” Zenona Kasprzaka, czyli nagrań udostępnionych przez byłego dyrektora MZGK, które spowodowały spore zamieszanie w Szczawnicy.
Paweł Znyk.: Panie mecenasie jedna z redakcji opublikowała informacje, które były dyrektor MZGK Zenon Kasprzak ujawnił na temat nieprawidłowości przy inwestycjach w Szczawnicy. Jak się dowiedzieliśmy, jeden z samorządowców wystosował wezwanie do usunięcia publikacji, która jego zdaniem nosi charakter pomówienia. Wyczuwam tendencje samorządowców, że gdyby mogli, wystosowaliby pozew przeciwko redakcji, która upubliczniła ten materiał. Czy redakcja tego portalu powiem kolokwialnie jest „pod ścianą” i powinna była się ugiąć pod tymi żądaniami?
Dawid Jurczak: Nie uważam, żeby redakcja była „pod ścianą” w związku z takimi posunięciami. Uważam jedynie, że trzeba zmodyfikować swoje działania. Bardziej wyświetlajcie dany temat od strony merytorycznej. Najlepszym przykładem było posiedzenie sądu, przeciwko redakcji Wieści prosto z Gór gdzie sąd mówiąc, że na tezę x brakuje dowodów y, z itd. Przekazana teza jest po niej ślad w artykule prasowym, czy materiale wideo, ale brak jest informacji, na których te tezy są oparte. Dla przykładu filmik o tym, że nie może być nic „zamiecione pod dywan”. Sąd na tym właśnie oparł swoje stanowisko, że nie miał protokołów tego posiedzenia Rady Gminy, nie miał skarg tej pani, nie wiedział, w jakim przedmiocie to postępowanie administracyjne się toczyło. Właśnie na tym to polega, że opisując rzeczywistość, możemy ją opisywać na różne sposoby i tak, jak to robi portal „Wieści Prosto z Gór”. Moim zdaniem wykonuje dużą i pożyteczną pracę dla społeczeństwa, ponieważ naświetla problemy w gminie, które na pewno są w tej i w każdej innej, bo nie ma gminy idealnej. Jeżeli idziemy do sądu, bo ktoś nas pozywa, to tam reguły gry się zmieniają.
PZ.: Tak, tylko wtedy zahaczamy o tematykę dziennikarstwa śledczego, które jest bardzo drogie i ogólnie podwyższa koszty prowadzenia redakcji. Oczywiście nieraz redakcje upraszczają, idą na skróty, przekazując syntezę problemu, grają tytułem, podtytułem. Inaczej mała redakcja lokalna nie udźwignie tego typu zadania. Wracając do omawianej publikacji, dziennikarze zadbali o dwa niezależne źródła w tej sprawie.
DJ.: Może rozwiązaniem jest złagodzenie ewentualnie formy sporządzanych artykułów. Z drugiej strony nasuwa się pytanie, czy potencjalny odbiorca portalu byłby zainteresowany zaznajamianiem się z treściami, gdyby nie szokował go dany artykuł. Ostre sformułowanie tytułu i treści ma na celu tak naprawdę w mniemaniu redakcji zaciekawić odbiorcę. Jeżeli dziennikarze opierają się na niezależnych źródłach informacji, nie muszą obawiać się publikacji nawet bardzo kontrowersyjnych materiałów.
PZ.: Czy doczekamy się zmian, jakie są w mediach ogólnopolskich i czy te zmiany dojdą do mediów lokalnych? Zdaje pan sobie sprawę, jak dzień w dzień wydaje się medialne wyroki na sędziów, prokuratorów, polityków poprzez tytuły prasowe podległe, czy współpracujące z obecnym rządem? Nie wyobrażam sobie, żebyśmy w taki sposób pisali o lokalnych sędziach i prokuratorach, bo byśmy chyba nie wychodzili z sali sądowej. Czy te zmiany dojdą do nas i będziemy mogli nieuczciwych samorządowców, prokuratorów, sędziów rozliczyć tak jak media mainstreamowe?
DJ.: Zadał pan pytanie wielowątkowe.
PZ.: Chodzi o to, że bardzo często w mediach ogólnopolskich dochodzi do publicznego „ukrzyżowania” nieuczciwego sędziego. Natomiast, gdybyśmy my tak zrobili, to procesy raczej byłyby dla nas bardzo kosztowne.
DJ.: W każdej tego typu sprawie należy podchodzić z umiarem i rozsądkiem, bo tu chodzi tak naprawdę o życie człowieka, czy to jest sędzia, czy prokurator, czy to jest ktokolwiek inny.
PZ.: Chodzi o brak równowagi w mediach, a prawo prasowe jest jedno. Dlaczego duży koncern medialny może sobie pozwolić na wielokrotnie większe działania w stosunku do wymiaru sprawiedliwości i nie ponosi za to odpowiedzialności, a mała redakcja jest pozywana do sądu i niszczona? Czy nie powinno być ochrony prawnej dziennikarzy tych małych, lokalnych portali? Lokalny portal ujawnia nadużycia samorządowców, to jest pozostawiony sam sobie w tej walce bez ochrony państwa polskiego. Tak nie powinno być.
DJ.: Odpowiedź na to pytanie wydaje się drastycznie prosta, ponieważ dziennikarz, wykonując pracę śledczą, robi to dla społeczeństwa. Istota ochrony interesu publicznego obywateli, w tym również ochrony ich prawa do informacji, jak najbardziej zasługuje na ochronę państwa, a żeby to zrobić, to należałoby w sposób pośredni zapewnić bardziej konkretną i realną ochronę lokalnych dziennikarzy i portali, aby unikali tego typu sytuacji, że zostają pozywane o różne rzeczy. To jest próba zamykania ust. Wiadomo, że gazeta z Białegostoku nie będzie pisać o tym, co dzieje się w Piwnicznej, czy w Starym Sączu.
PZ.: Gazeta z Podhala, czy ze Starego Sącza ma umowę z samorządem i nie ujawnia już nadużyć lokalnych włodarzy. Mówimy o potężnym problemie medialnym. Każdy z polityków rozumie skalę problemu, przy czym nikt nie rozwiązuje go instytucjonalnie. Jako wydawca oczekiwałbym wsparcia, jeżeli jest proces z wójtem, czy z burmistrzem, z urzędnikiem, z sędzią. Chciałbym, aby był powołany organ, instytucja, który daje z urzędu prawnika do takich spraw. Wtedy mamy problem finansowy z głowy. Proporcje są wyrównane, bo włodarze płacą z gminnych pieniędzy.
DJ.: Chodzi o ciężar zapewnienia możliwości prowadzenia procesu na realnych i równych szansach.
PZ.: Tak. Bo pomimo dowodów na poparcie swoich publikacji, nieraz musimy podpisać ugodę tylko dlatego, że długotrwały proces jest kosztowny dla redakcji.
DJ.: W teorii prawa jest popularyzowana przez polityków zasada równości wszystkich wobec prawa. Tak naprawdę w realnym życiu, w realiach sali sądowej ciężko jest zapewnić równość wobec prawa podmiotom. Zawsze któryś podmiot będzie silniejszy przede wszystkim ekonomicznie. Trudno wymagać od ludzi, żeby nie kalkulowali tego, ile mogą stracić lub jak bardzo mogą się pogrążyć, prowadząc w dalszym etapie proces sądowy. Jednostka samorządu terytorialnego ma zdecydowanie potencjalnie większe środki na prowadzenie sporów sądowych niż lokalny portal internetowy, wydawniczy, czy mała gazeta lokalna. Są to środki publiczne, czyli nas wszystkich. To jest zderzenie, gdzie zasada równości stron nie jest zachowana i nie będzie. Nie ma takiej możliwości. Zakładając, że pozwany zostaje zwolniony z kosztów sądowych to, nawet gdy on przegrywa, to instytucja prawna nie przewiduje zwolnienia od zwrotu kosztów pełnomocnika procesowego, który występuje po stronie przeciwnej. Sąd, jako Skarb Państwa, może się pochylić nad obywatelem i powiedzieć „dobrze, nie zwracasz opłaty sądowej, nawet biegłego nie musisz opłacać, ale pełnomocnikowi strony przeciwnej musisz zwrócić”
PZ: Dziękuję za rozmowę.