Paweł Znyk: Pana kancelaria mieści się w Nowym Sączu, czy będąc mecenasem zza miedzy, trudniej wygrywa się sprawy lokalnego przedsiębiorcy, który jest w starciu z bardzo wpływowymi ludźmi – burmistrzem UM Limanowa?
Dawid Jurczak: Tak, z pewnością mogę potwierdzić, że nie jest to proste zadanie. Przeciwnik bowiem zatrudnia kilku pełnomocników, kilkuosobowa drużyna. W przypadku sprawy Bogumiła Pietruchy starałem się od początku skupić na merytoryce i dać sędziemu jak najwięcej możliwości do tego, aby mógł w ramach prawa materialnego i proceduralnego zasądzić roszczenie, którego dochodził przedsiębiorca.
PZ.: Miał Pan Mecenas przeciwko sobie nie tylko sztab prawników, na których było stać burmistrza, w końcu szasta publicznymi pieniędzmi i zatrudnia zespół Radców Prawnych, ale również dokonał Pan czegoś, czego nie mogła dokonać jedna z większych kancelarii w Polsce. Z tego, co mówił Bogumił Pietrucha, ta kancelaria poddała się w jego sprawie.
D.J.: Zawsze przed przyjęciem danej sprawy sprawdzam, czy nie prowadzi jej już inny pełnomocnik. Również i przy przyjmowaniu tej sprawy zapytałem Pana Bogumiła Pietruchę czy tej sprawy nie prowadzi inny adwokat i uzyskałem odpowiedź, że nie. Przesłanki dla takiego stanu rzeczy już nie należą do mojej oceny, tym bardziej że nie mam absolutnie wiedzy, jakimi przesłankami merytorycznymi kierowali się poprzednicy, oceniając sprawę pod kątem jej przyjęcia. Ja natomiast starałem się skupić nie na stronie administracyjno-prawnej, lecz tylko i wyłącznie na stronie prawa cywilnego. Wygrywając taką sprawę (przyp. red. w I instancji) również liczy się pewna doza szczęścia, bo nigdy nie wiadomo, czy ten skład sędziowski, który orzeka w naszej sprawie, uda nam się w 100% przekonać do naszych racji. Przewoźnikowi w tym przypadku udało się i myślę, że uzasadnienie tego wyroku, które podał sąd w ustnych motywach rozstrzygnięcia jest na tyle szczelne, że powinno się utrzymać w II instancji, jeżeli strona pozwana oczywiście złoży apelację, co wiąże się dla niej z dalszymi kosztami sądowymi. Miasto będzie musiała rozważyć, czy stać ich na kolejne ryzyko. Oczywiście, obie strony czekają na pisemne uzasadnienie wyroku z dnia 17 lipca 2018 r., które zapewne wnikliwie będzie analizowane przed podjęciem decyzji co do dalszych kroków.
PZ.: Tak, tylko z tego, co Pan Mecenas mówi wychodzi na to, że sprawy sądowe są pewnego rodzaju ruletką, na jakiego sędziego trafimy. Z punktu widzenia przeciętnego obywatela, powinno być tak, że aspekty prawne grają główną rolę. Naruszenie przepisów prawa powinny dać obraz tego, jak będzie wyglądał wyrok. Koszty dla burmistrza nie grają roli, to mieszkańcy płacą za te rozprawy.
D.J.: Tak, zgadzam się z tym, że aspekty prawne powinny grać główną rolę. Jednak należy pamiętać, że trzymanie się jedynie suchych przepisów prowadzi do zjawiska instrumentalizacji prawa, co z kolei prowadzi często do jawnego pokrzywdzenia jednej ze stron. Niemniej jednak sąd często kieruje się, jak to się mówi – poczuciem sprawiedliwości i poczuciem własnego doświadczenia życiowego czymś w rodzaju swoistego przedsądu. W tym przypadku staraliśmy się znaleźć podstawę prawną, a był nią art. 417 Kodeksu Cywilnego. Aby można było tenże artykuł zastosować do sprawy przewoźnika, należało wykazać szkodę i bezprawne działanie UM Limanowa. Sędzia, orzekając na podstawie tego przepisu, stwierdził, że wykazaliśmy wszystkie przesłanki do jego zastosowania. Jak mówi stare przysłowie adwokackie „zanim pójdziesz do sądu, zastanów się, co chcesz uzyskać, a po drugie zastanów się, jak wykazać to, co chcesz uzyskać”. Pełnomocnik w sądzie zawsze jest, jak to się mówi językiem siatkarskim, tą osobą, która wystawia sędziemu „piłki” i teraz pytanie, co sędzia z tymi „piłkami” zrobi.
PZ.: To dobrze, że są jeszcze tacy sędziowie, którzy chcą dostrzec kto jest poszkodowanym a kto winnym i wykazać to w uzasadnieniu wyroku.
D.J.: Chcę wręcz podkreślić, że dzisiejsi sędziowie w Polsce to osoby bardzo dobrze wykształcone, bardzo pracowite, starające się zrozumieć obywatela na sali sądowej a proszę mi wierzyć często to jest tytaniczne zadanie, dodatkowo ta praca jest wykonywana permanentnie w strefie konfliktu czy to w sprawach karnych, czy cywilnych, czy sądowoadministracyjnych (zawsze są dwie zwaśnione strony lub więcej) i czynienie tej grupie zawodowej w dzisiejszych czasach szykan jest po prostu niewłaściwe. W tym przypadku z uzasadnienia sędziego wynika, że w 100% podzieliła racje przewoźnika, co skutkowało zasądzeniem pełnej kwoty wraz z kosztami sądowymi. Niebezpieczeństwo jest takie, że Kodeks Cywilny zawiera ponad 1000 przepisów. Istnieje ryzyko, że strona, która czegoś dochodzi w sądzie, może się minąć z podstawami tego, co chce osiągnąć. Na 1000 przepisów, gdzie każdy z nich składa się z kilku jednostek redakcyjnych, paragrafów, istnieje ogromne ryzyko, mówiąc metaforycznie, że można dobrać niewłaściwy lek, czy też dawkę tego leku do danej sprawy (pacjenta). Możemy przedobrzyć lub całkowicie coś zepsuć. Sala sądowa ma też swoją dynamikę. Oczywiście są wnioski dowodowe. Druga strona zawsze może oponować, może zgłaszać swoje kontrwnioski, może obalać nasze stwierdzenia. Nigdy tak naprawdę do końca nie wiemy, jak druga strona będzie zwalczać nasze roszczenie. W tym przypadku sąd stwierdził, że wszystkie dowody zostały rzetelnie przedstawione, wykazane, sąd je dopuścił do rozstrzygnięcia i na podstawie tego uznał, że to roszczenie było w pełni zasadne. Dlatego nigdy nie należy przed sprawą zakładać w 100% wygranej lub w 100% przegranej. Ostateczny wynik zależy od zbyt wielu dynamicznych zmiennych następujących w trakcie procesu.
PZ.: Gratuluje precyzji i skuteczności. Dał Pan Mecenas nadzieję ludziom na to, że jest możliwość wygrania z potężnym przeciwnikiem. Jest to niekwestionowany sukces.