Depresji wśród mężczyzn postanowiliśmy poświęcić 5. edycję ogólnopolskiej kampanii społecznej „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.”. O tym problemie będziemy informować w mediach przez cały październik. Ruszamy 1 października – w Europejskim Dnia Walki z Depresją.
Aktor Piotr Zelt od początku naszej kampanii jest jej ambasadorem. Osobiście doświadczył depresji, dlatego ten problem jest mu dobrze znany.
– To bardzo ważne, żebyśmy mówili o depresji wśród mężczyzn – mówi Piotr Zelt. – Choć podobno dwa razy więcej kobiet zapada w Polsce na depresję, to sześć razy więcej mężczyzn z powodu depresji targa się na swoje życie. Dlatego warto jest – drodzy Panowie, żebyście pamiętali, że depresja to nie jest słabość tylko to jest choroba, z którą można walczyć. Ważne, żebyśmy mieli tego świadomość i chcieli sobie pomóc. Warto pójść do lekarza. Wtedy ulżymy i sobie, i swojemu otoczeniu – ludziom, którzy często nas kochają i cierpią razem z nami.
Ambasadorami naszej kampanii są również: Andrzej Seweryn, Wiktor Zborowski, Krzysztof Cugowski, Jarosław Gugała i Maciej Orłoś. Grono organizatorów tworzą: Stowarzyszenie Aktywnie Przeciwko Depresji, Fundacja ITAKA – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych oraz Fundacja Nagle Sami. Patronami honorowymi są Rzecznik Praw Obywatelskich i Krajowy Konsultant w Dziedzinie Psychiatrii. Patronami naszej kampanii są: Uniwersytet SWPS, Wydawnictwo Świat Książki i firma AMS.
Piotr Zelt urodził się w 1968 r. Ukończył łódzką szkołę filmową. Zagrał w kilkudziesięciu filmach, takich jak: „Trzy kolory. Biały”, „Tato”, „Killer”, „Killer-ów 2-óch”, „Szpilki na giewoncie”, „Show” itd. Największą popularność przyniosła mu rola Arniego w serialu „13 Posterunek” i „13 Posterunek 2”. Ponadto zagrał w serialach telewizyjnej „Jedynki”: „Tygrysy Europy” i „Miasteczko”. Specjalizuje się również w dubbingu. Użyczył swojego głosu m.in. Żółtkowi w bajce „Gdzie jest Nemo?” i Kenowi w „Filmie o pszczołach”. Obecnie jest związany z warszawskim teatrem Capitol.
– Jeżeli moja historia może uratować komuś życie, powstrzymać go od samobójstwa, od zrujnowania sobie życia przez zapadnięcie się w jakiś niebyt potworny, to ja czuje obowiązek, by mówić o moim doświadczeniu z depresją. W kampanii „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.” jestem od początku i biorę udział we wszystkich edycjach. Tym razem jest ona skierowana do mężczyzn. To bardzo ważne, bo choć podobno dwa razy więcej kobiet zapada w Polsce na depresję, to sześć razy więcej mężczyzn z powodu depresji targa się na swoje życie. Dlatego warto jest – drodzy Panowie, żebyście pamiętali, że depresja to nie jest słabość, tylko to jest choroba, z którą można walczyć. Ważne, żebyśmy mieli świadomość i chcieli sobie pomóc. Warto pójść do lekarza. Warto poszukać pomocy. Wtedy ulżymy i sobie i swojemu otoczeniu. Pamiętajcie, że depresja nie dotyka tylko nas, ale również wszystkich ludzi, którzy nas otaczają, często nas kochają i cierpią razem z nami.
– Najtrudniej było mi spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie prosto w oczy: „Chłopie, nie dasz sobie z tym rady sam”. Moja mama i siostra powtarzały mi: „Masz depresję. Musisz poszukać pomocy. Idź do lekarza, bo jest z tobą coraz gorzej”.
– Moja niechęć do życia nasilająca się, totalne huśtawki nastroju z przewagą „dołów”. One mieszkają w
Łodzi, a ja w Warszawie, ale o wszystkim wiedziały. Słyszały smutek w moim głosie. To trudno ukryć na dłuższą metę Przyłapywały mnie na takich stanach, kiedy nie mogłem ruszyć się z domu przez cały dzień, kiedy zaprzestawałem wszystkich czynności, które sobie wcześniej założyłem, a przestały mnie kompletnie interesować. Nie byłem w stanie podjąć najnormalniejszych czynności…
– Tak, nie mogłem wstać z łóżka, wygrzebać się z domu…
– Tak. To było nie do zniesienia. Dla mnie chyba największym koszmarem w depresji był – jak ja to nazywam – „sufit”. Z jednej strony byłem potwornie zmęczony, a z drugiej nie mogłem zasnąć tylko godzinami patrzyłem w sufit.
– To było natrętne rozpamiętywanie różnych sekwencji z mojego życia. Powstała taka pętla pewnych wydarzeń, od których nie potrafiłem się odciąć. To było takie wykańczające natręctwo, które nie pozwalało mi odpocząć i odpłynąć w sen. Niezwykłe doświadczenie, bo ja zawsze spałem jak niedźwiedź zimą. Zawsze sobie chwaliłem to, że byłem w stanie na planie filmowym w kąciku przysnąć na piętnaście minut. To mnie regenerowało. Na planie spędza się często bardzo dużo czasu, czekając na nagranie. To wysysa energię. A ja miałem taką zdolność regeneracyjną. I nagle coś, co się zaczęło ze mną dziać, to było niebywałe. Nigdy wcześniej nie miałem problemu z bezsennością.
– Trudno mi określić dokładnie, kiedy się to zaczęło. Myślę, że miałem pierwsze objawy depresji, ale jeszcze ich nie byłem w stanie wychwycić i nazwać, kiedy załamywało się moje małżeństwo. To było ponad cztery lata temu. Natomiast nasiliło się to bardzo mocno dwa i pół roku temu. Wtedy nabrało to groźnego charakteru dla mojego funkcjonowania.
– Tak, w pewnym momencie poszedłem do psychiatry.
– Wcześniej nie.
-Nie tak prędko. On słuchał bardzo uważnie. Czekał, żebym się uruchomił i to nie szło za dobrze. Kompletnie się rozlatywałem podczas tego pierwszego spotkania z lekarzem, co dla mnie było strasznie krępujące, że nie jestem w stanie zapanować nad swoim organizmem. Ostatnia rzecz, której bym chciał to, żeby ktoś mnie widział w takim stanie.
– Łzy, roztrzęsienie, wszystko, komplet. To nie jest fajne dla mężczyzny, z którym coś takiego się dzieje na oczach drugiego mężczyzny. Mój lekarz był akurat przystojnym, postawnym facetem, z takim głębokim, świdrującym, przenikliwym spojrzeniem, a ja też wysoki facet po prostu się przed nim rozleciałem. Byłem rozczarowany swoim organizmem, że nie byłem w stanie nad nim zapanować. To był pierwszy moment, kiedy miałem trudność, żeby się z tym oswoić. Nie myślałem na początku: „Ufff, dobrze, że tu trafiłem”. To wcale ta szybko nie poszło.
– Tak. Od razu podjął decyzję, że trzeba włączyć leczenie farmakologiczne, i zobaczymy, co dalej będzie. Po tym pierwszy spotkaniu dał mi sporo czasu na to, żeby wszystko przemyśleć. Dał nam czas.
– Na pewno nie szybciej. Trudno mi teraz określić, czy to nie było bliżej miesiąca. Dwa tygodnie to minimum zanim zacząłem odczuwać jakąkolwiek poprawę. Cały czas funkcjonują mity o antydepresantach. W tej chwili te leki są nowoczesne. Powodują odcięcie skrajnych emocji górnych i dolnych, a zostawiają bezpieczny środek, który pozwala na komfortowe funkcjonowanie.
– To absolutnie nie jest „trampolina do szczęścia”. Te leki nie powodują euforii i wybuchu szczęścia. One pozwalają na harmonijne, normalne funkcjonowanie, które zostało zachwiane przez depresję.
– Tak. Tylko ten pierwszy moment był dla mnie szokiem. Czułem dyskomfort… Włączyło mi się „trzecie oko”, przez które widziałem z boku, jak wyglądam i do jakiego stanu niejako się doprowadziłem – okoliczności, ale też ja. Czekałem zbyt długo z rozpoczęciem leczenia. Później to było jak „oswojenie demona”. Zacząłem normalnie rozmawiać z lekarzem. Zaczęliśmy analizować zmianę – pewne objawy albo ich ustąpienie. Analizuje się powrót chęci do zrobienia w końcu czegoś, kiedy wracają funkcje życiowe, które wcześniej były czymś normalnym. Także później podczas terapii była już harmonijna współpraca. Mój lekarz był bardzo rzeczowy i konkretny. Żadnego „szamaństwa” nie uprawiał. Mnie to było bardzo potrzebne, żebym nie miał poczucia, że ktoś robi ze mną coś dziwnego. On był zdroworozsądkowy, wyważony i mądry. Cały czas rozmawiał ze mną jak z partnerem, odwołując się do różnych przykładów, przypadków, nawet czasami do swojego życia.
– Wymieniał wydarzenia w moim życiu – cały fragment, kiedy rozpadało się moje małżeństwo, później historia związana z rozwodem, który jak wiadomo jest traumą. W każdym podręczniku psychiatrii porównuje się ten stan do żałoby po najbliższej osobie. To się zgadza. Później spotkała mnie kolejna historia życiowa, która dobiła ten gwóźdź zardzewiały już na maksa. Z depresją jest podobnie jak z nieleczonym schorzeniem – nakładają się pewne rzeczy. Jeśli nic się nie robi, to budują się kolejne piętra choroby i robi się coraz gorzej. Nie leczony „guz depresji” się rozrasta i ze mną z całą pewnością coś takiego się działo. Myślę, że do depresji też mógł przyczynić się fakt, że uprawiam specyficzny zawód, w którym są wzloty i upadki. Jest straszliwa sinusoida emocjonalna. Są momenty, kiedy pracy jest bardzo dużo, a następnie jej nie ma. To powoduje dygot, niepewność, lęk potworny, doły i na to też zwrócił uwagę mój lekarz.
– Mogę podejrzewać coś takiego, ale trudno mi ocenić. W naturalny sposób podeszły wiek jest czynnikiem, który sprzyja depresji. Do tego dochodzą schorzenia. Dowiedziałem się, że depresja może być ubocznym skutkiem usunięcia krwiaka mózgu. Moim najbliżsi są już w wieku podeszłym i myślę, że właśnie w związku z wiekiem pojawia się u nich obniżony nastrój.
– Dla mnie ważne było to, że moja mama i siostra niestrudzenie okazywały mi wsparcie i troskę. Nie jest dobre pieszczenie się z taką osobą i tolerowanie uporczywej niechęci zrobienia czegoś z tym samemu. Bycie bezwzględnym w traktowaniu osoby chorej, to jest oczywiście bardzo złe. Trzeba być bardzo cierpliwym i wyrozumiałym, ale konsekwentnie egzekwować od tej osoby, żeby poddała się leczeniu. To nie jest kwestia tylko komfortu tej osoby, której to bezpośrednio dotyczy, bo chorobę odczuwa też jej najbliższe otoczenie. Ludzie, którzy się bronią przed terapią, rzadko kiedy biorą pod uwagę to, że nie męczą się tylko oni ze sobą. Oni męczą całe otoczenie – tych ludzi, którzy ich kochają i którym na nich zależy. Nie jesteś w stanie takiego człowieka zostawić, ale nie jesteś w stanie też z nim w jakikolwiek sposób się porozumieć. To jest upiorne, po prostu straszne. Bardzo niedobre jest to, kiedy bliscy odpuszczają. Nie wolno osoby w depresji zostawić samej sobie. Musi czuć życzliwą obecność i troskę, ale nie pobłażanie. Trzeba „pionizować”, dyscyplinować taką osobę na tyle, na ile się da – nie w sposób brutalny tylko mądry, by chorego pobudzić do wzięcia się za siebie. To jest trochę tak jak z uzależnieniami. Człowiek musi sam spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: „Nie dam rady. Muszę poszukać pomocy”. Moim zdaniem to jest kluczowa sprawa. Mnie to pomogło.
– Nie chcę mówić nazbyt krytycznie o Polakach, ale muszę, ponieważ jesteśmy pełni uprzedzeń, skłonni do przypinania ludziom „łat” i oceniania tych, których nawet nie znamy i nie rozumiemy kontekstu ich problemów. To wynika też z tego, że jesteśmy wolnym krajem dopiero od 28 lat, a wcześniej w PRL-u były nienormalne relacje. Cały czas w Polsce dzieją się dziwne rzeczy, nasilające się radykalne postawy. U nas brak tolerancji w różnych dziedzinach jest dużo większy niż w innych europejskich krajach. Ten problem dotyka również osoby chore na depresję, dlatego niestrudzenie trzeba oswajać ten temat i walczyć z uprzedzeniami.