W ostatni weekend – przez dwa dni – politycy PiS naradzali się za zamkniętymi drzwiami warszawskiej hali Expo. Jawne były jedynie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. Dziennikarze nie mogli posłuchać wewnętrznej dyskusji.
– Nic nie straciliście, bo wystąpienia nie były porywające. Ktoś mówił, że koniecznie musimy wspierać wieś, podawał przykłady działań w rolnictwie, inny wskazywał, przez jakie miasta powinna albo nie powinna przebiegać Via Carpatia. Był też głos, że powinniśmy dziękować opatrzności, Bogu dziękować za Jarosława Kaczyńskiego, bo bez prezesa nas nie będzie – opowiada polityk PiS.
W sobotę partia ponownie wybrała Kaczyńskiego na swojego lidera. Nie miał konkurentów: za było 1245 delegatów, przeciw 18, a pięciu wstrzymało się od głosu. W niedzielę na radzie politycznej prezes PiS wskazał, z kim chce kierować partią.
Do grona wiceprezesów dołączył premier Mateusz Morawiecki. Bardzo szybko do mediów wyciekły nieoficjalne komunikaty: dostał najlepszy wynik, aż 280 głosów! Środowisko szefa rządu tylko się uśmiecha: partia kocha Mateusza Morawieckiego.
Jego wynik zaskoczył niektórych polityków PiS. Snują teorię tego, co się wydarzyło. – Otoczenie Morawieckiego przeprowadziło bardzo skuteczną kampanię, też nacisków bezpośrednich, były telefony, żeby popierać premiera. Nawet na sali była grupa klakierów, żeby brawa były najgłośniejsze – mówi polityk PiS.
Inny polityk obozu władzy opowiada, że o wynik Morawieckiego mógł zadbać sam prezes Kaczyński. – Listę delegatów na radę polityczną układali lokalni baronowie. Ich interesy miały być zagrożone, a wpływy osłabione poprzez podział partii na sto okręgów. Ale nagle okazało się, że nie będzie podziału na sto okręgów, że wprawdzie dostaną do pilnowania partii pełnomocników sekretarza generalnego, ale swoją władzę ochronili. Myślę, że wynik Morawieckiego mógł być kompromisem między nimi a prezesem Kaczyńskim – twierdzi inny poseł PiS.
W poniedziałek Marek Suski tłumaczył, że takie zmiany zakwestionowali prawnicy. – Powiedzieli, że istnieje groźba, iż ten statut nie byłby zarejestrowany przez sąd – mówił w TVP Info. – To obawa po prostu wynikająca z tego, że niekoniecznie sądy nas kochają i lepiej jest jednak w programie pilotażowym sprawdzić, jak to będzie funkcjonować, i ewentualnie, jak trzeba będzie, takie zmiany można wprowadzić.
Ale w PiS słychać, że nie jest to przekonujące wytłumaczenie. Jeden z polityków: – Czyli tak, jak mamy teraz 40 okręgów, można partię podzielić, a na 100 już nie? To pretekst, myślę, że za wycofaniem tego pomysłu nie stoją prawnicy, ale baronowie.
Politycy PiS komentują też wybór sekretarza generalnego partii. Z tego głosowania wycieków do mediów już nie ma. Bo – według nieoficjalnych informacji – przeciwko Krzysztofowi Sobolewskiemu zagłosowało około 60 delegatów. – Nikt nie dostał tylu negatywnych głosów. To był największy sprzeciw, pytanie, czy posłów, czy baronów? – zastanawia się polityk PiS.
Sobolewski, jeden z najbliższych współpracowników Kaczyńskiego w partyjnej centrali przy ul. Nowogrodzkiej, stał się dla PiS obciążeniem, gdy media opisały awanse jego żony Sylwii na państwowych posadach. W partii stała się symbolem nepotyzmu: dziś ma dyrektorski stołek w Orlenie, do niedawna zasiadała w trzech radach nadzorczych państwowych firm.
W niedzielę Sobolewski informował na Twitterze, że jego żona nie pracuje już w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. A na kongresie partia przyjęła uchwałę, że rodziny parlamentarzystów nie mogą pracować w spółkach skarbu poza tymi zatrudnionymi „ze względu na swoje kompetencje, doświadczenie zawodowe, w przypadku których doszło jednocześnie do nadzwyczajnej sytuacji życiowej”.
Rozstrzygającym ma być minister aktywów państwowych Jacek Sasin. – Słychać, że Sobolewski dostał ultimatum: będzie zgłoszony na sekretarza, ale jego żona rezygnuje. Widać poświęciła się dla jego politycznej kariery – komentuje polityk PiS.
Rozprawa z nepotyzmem, walka ze słabościami, ale też zadanie „ustabilizowania większości” – z takim przekazem wyszedł Kaczyński, który rozliczał swoją partię. Mówił też tak: – Trzeba się pochylać z wielką uwagą nad sprawami ludzi, nad sprawami naszych koleżanek i kolegów. Czasem ta obojętność może mieć fatalne, w skali krajowej nawet skutki.
W ubiegłym tygodniu klub PiS opuściło troje posłów. W tym dwóch, którzy 30 lat temu budowali partię w swoim terenie. Obóz władzy stracił parlamentarną większość. „Wyborcza” pisała wtedy o nastrojach – przeważało przekonanie, że PiS „przespał żale Zbigniewa Girzyńskiego”.
A posłowie, którzy odeszli, publicznie opowiadali o braku dyskusji w partii, dostawaniu jedynie SMS-ów z poleceniem dyscypliny w głosowaniu i obowiązkowej obecności. – Nie mam zamiaru dłużej być sprowadzany do roli partyjnego kaprala, który wypełnia rozkazy centrali – deklarował Arkadiusz Czartoryski.
Żeby zetrzeć to wrażenie osłabienia PiS, niedawno Kaczyński osobiście spotkał się z dziennikarzami, by ogłosić powrót do klubu parlamentarnego Lecha Kołakowskiego, dziś polityka Partii Republikańskiej Adama Bielana. – Kołakowski nie odszedł z powodu sprzeciwu wobec „piątki dla zwierząt”. Odszedł, bo jego głównym problemem był Dariusz Piontkowski, który panoszy się na Podlasiu, wycina przeciwników, rozwiązuje koła. Gdy w pandemii toczył się bój o szpital w Łomży, Kołakowski chciał wsparcia z centrali, ale usłyszał wtedy, że ma sobie radzić sam. To jest ta codzienna frustracja – opowiada poseł PiS.
By dopieścić rozżalonych, docenić pracowitych i pogodzić wewnętrzne interesy, Kaczyński mocno zmienił skład komitetu politycznego. Prezes nie zgłosił już do niego europosła Ryszarda Czarneckiego, jak słychać, m.in. za niejasne rozliczenia z kilometrówek w Parlamencie Europejskim. Oficjalnie pod hasłem „Mniej europosłów w komitecie” zabrakło też Elżbiety Rafalskiej, Anny Zalewskiej czy Krzysztofa Jurgiela.
Zwolnione miejsca zajęli m.in. Anna Paluch (bo „prezes chciał zrobić ukłon w stronę pracowitych”), Ewa Malik ( bo „z prezesem zna się od lat, ceni ją i jej ufa”), Joanna Borowiak (bo „bardzo chciała, ma cechy prymuski”), Barbara Bartuś (bo „w Sejmie prowadzi głosowania partii”).
– Basia Bartuś zawsze siedzi w pierwszym rzędzie w czymś czerwonym lub jaskrawym, żeby ją było widać. Pilnuje, jak mamy głosować, jest bardzo zaangażowana w prace klubu, ostatnio weszła do prezydium, jej awans do komitetu ma być zachowaniem równowagi między Nowogrodzką a Wiejską – opowiada poseł PiS.
Najsłabszy wynik w głosowaniu miał dostać Bartłomiej Wróblewski, poseł, którego jeszcze niedawno partia zgłosiła jako kandydata na Rzecznika Praw Obywatelskich. Wróblewski jest nieformalnym przedstawicielem ultrakonserwatywnych polityków, był inicjatorem wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, by zaostrzyć ustawę antyaborcyjną. – To nie jest lubiana grupa, są postrzegani jak szantażyści, że targują się za poparcie, stąd jego notowania nie są najwyższe – podsumowuje poseł PiS.
Jarosław Kaczyński, który dwa dni zajmował się partią, tak zdiagnozował sytuację: – Dziś partia musi pracować bardzo ciężko, bo rząd ciężko pracował, Sejm też. Jeśli zrealizujemy nasz program, „Polski ład”, oczyścimy partię z niedobrych zjawisk, wesprzemy wieś, zwyciężymy.