
Zostałam zainspirowana działaniami p. Bogumiła Pietruchy, jestem godna podziwu dla jego postawy, mam nadzieję że spotkam go na manifestacji, wzięłam z niego przykład i napisałam list do ministra – informuje redakcję Anna Górka mieszkanka Starej Wsi w gminie Limanowa.
Fragment listu do Ministra Sprawiedliwości: Pełnomocnik pozwanej Gminy prezentuje wyjątkowo złośliwą postawę wobec mnie i męża, ośmiesza nas na sali sądowej, kłamie i oczernia nas. Sąd mu na to pozwala, bo jest to znany w Limanowej radca prawny. Mąż, który zdenerwowany, ze łzami w oczach domagał się sprawiedliwości, został przez Sąd usunięty z sali, wezwano nawet ochronę. Dla mnie to co się dzieje na sali rozpraw to kpina. Ode mnie Sąd cały czas czegoś wymaga, a pełnomocnik drugiej strony siedzi, uśmiecha się tylko i mówi, że on się na nic nie zgadza.
Szanowny Panie Ministrze,
Chciałabym przestawić Panu pokrótce moją wieloletnią walkę z Sądem, Prokuraturą, Policją oraz urzędami znajdującymi się w Limanowej, prosząc o interwencję w mojej sprawie i podjęcie odpowiednich kroków prawnych i konkretnych działań, tak bym mogła wreszcie doczekać się sprawiedliwości.
Zacznę od tego, że dom w którym mieszkam wraz z mężem, trojgiem dzieci oraz ojcem nie miał prawnie zagwarantowanego dojazdu. Kiedy moi rodzice go budowali nikt z urzędników od nich tego nie wymagał, a dojazd odbywał się po polu sąsiada. Nie było jednak żadnej umowy regulującej kwestie korzystania z nieruchomości sąsiada i urządzenia drogi dojazdowej do mojej posesji. Po pewnym czasie, ze względu na pojawiające się konflikty sąsiedzkie musiałam wystąpić do Sądu z wnioskiem o ustanowienie służebności drogi koniecznej.
Sąd ustalił służebność drogową biegnącą po działkach ewidencyjnych nr 1044 oraz nr 1045 postanowieniem z dnia 8.03.2011r., sygn. akt: I Ns 919/09, częściowo zmienionym postanowieniem Sądu Okręgowego w Nowym Sączu z dnia 24.08.2011r.
Po ustanowieniu służebności cieszyliśmy się z mężem, że będziemy mogli wreszcie normalnie dojechać do domu, dlatego chcieliśmy jak najszybciej przystąpić do budowy i utwardzenia drogi służebnej.
Nasza służebność łączy się z drogą gminną stanowiącą działkę ewidencyjną nr 1046, która jest w złym stanie technicznym. W szczególności w roku 2011 wzdłuż drogi nie było żadnych urządzeń odwadniających, ani infrastruktury odprowadzającej nagromadzoną wodę opadową w razie deszczu. Ponieważ droga gminna położona jest na wzniesieniu, niejako prostopadle je przecinając, cała woda płynąca z góry do leżącego poniżej Potoku Jabłonieckiego, przelewała się przez drogę gminną, łącząc się z wodą z rowu, płynęła ze zdwojoną siłą w dół, niszcząc położoną pod nią naszą drogę służebną.
Widząc stan drogi gminnej, zanim przystąpiliśmy do budowy naszej drogi, zwróciliśmy się pisemnie do Wójta Gminy Limanowa pismem z dnia 25.09.2011r., wzywając do dokonania odpowiednich prac na drodze gminnej i wykonania rowów odwadniających i korytek, tak by woda z drogi gminnej nie niszczyła urządzonej drogi służebnej. Wtedy myśleliśmy jeszcze, że władze Gminy uwzględnią nasz wniosek i będziemy mogli bez przeszkód korzystać z drogi służebnej. Niestety nikt z Gminy nie odpisał na nasz wniosek. O tej sprawie wiedzieli lokalni politycy ale dają przyzwolenie na tego typu działania.
Mimo negatywnej postawy Gminy przystąpiliśmy we wrześniu 2011r. do budowy i utwardzania drogi służebnej, ponieważ zbliżał się okres zimowy, a musieliśmy jakoś dojechać do drogi gminnej. Po wykonaniu drogi cieszyliśmy się z mężem bardzo, mimo iż na jej budowę musieliśmy się zapożyczyć, przeznaczyliśmy na nią wszelkie pieniądze jakie mieliśmy, chociażby tzw. becikowe.
Ponieważ Gmina nie odpowiedziała na nasze wezwanie, napisałam do Wójta pismo o wykopanie rowu odwadniającego i wstawienie korytek, niestety nie uzyskałam żadnej konkretnej odpowiedzi. Nasza droga służebna po każdej ulewie, nawet większym deszczu była zalewana. Mąż łopatą wybierał z rowu żwir i kliniec. Zniszczenia były naprawdę duże.
Widząc co się dzieje ponowiłam prośbę o wykonanie prac. Zaczęłam pisać do Przewodniczącego Rady Gminy Limanowa z nadzieją na jakąkolwiek reakcję, niestety na próżno. W odpowiedzi otrzymywałam jedynie krótkie pisma z informacjami, że na tym odcinku nie planują wykonywania prac, że to są tylko moje osobiste subiekcje, bo nic na drodze się nie dzieje, nie ma żadnych zniszczeń. I tak rozpoczęła się moja walka z machiną administracyjną, która trwa do dziś. Postanowiłam bowiem, że nie zostawię tak tej sprawy. Zaczęłam pisać i prosić o wykonanie prac. Składałam wnioski na sesji, pisałam skargi na bezczynność Wójta. Dalej nic się nie działo, mimo że na gruncie odbyło się około trzydziestu komisji gminnych, z udziałem urzędników Gminy i radnych. Wójt twierdził, że nie może przeprowadzić żadnych prac, bo właścicielka gruntu bezpośrednio sąsiadującego z droga gminną nie wyraża na nie zgody. Składane przez mnie pisma były pozostawiane bez odpowiedzi, a na sesjach Wójt twierdził, że to spory sąsiedzkie i nic nie może z tym zrobić. Gdy chciałam zabrać głos, Przewodniczący Rady Gminy nie pozwalał mi na to mówiąc, iż ja „non stop łamię prawo”, chociaż nie wiem skąd miał takie informacje. Ja patrząc na niszczejącą drogę służebną, mimo poprawiania i dowożenia na nią klińca, byłam bezsilna, jednak postanowiłam, że się nie poddam.
Moje pisma i interwencje pozostawały bez odzewu, dlatego udałam się do Prokuratury w Limanowej. Po rozmowie ze mną i zapoznaniu się z całą sytuacją Prokurator uznał, że to niedopuszczalne, bym nie mogła dojechać do domu, mimo ustanowionej służebności. Obiecał mi pomoc. Z inicjatywy Prokuratury wszczęte zostało postępowanie administracyjne w sprawie zmiany stanu wód na gruncie, znak: GK.7021.12.1.2013, dotyczące działek na których ustanowiona została droga służebna, działki nr 1046, stanowiącej drogę gminną oraz sąsiadującej z nią działki nr 1048. W tym postępowaniu obecny był biegły, który wydał opinię o braku zmian stanu wody na wskazanych działkach. W opinii tej ani słowem nie wspomniał o zniszczeniach drogi służebnej, które mu pokazywałam. Wcale mnie to zresztą nie dziwi, ponieważ biegły przyjechał na oględziny razem z urzędnikiem Gminy, do którego mówił po imieniu. Trudno więc uznać, że postępowanie administracyjne było prowadzone w obiektywny sposób i że wydana w sprawie opinia była bezstronna. Ze względu na treść opinii Wójt umorzył postępowanie uznając, iż nie ma podstaw do jego wszczęcia. Po moim odwołaniu od decyzji Samorządowe Kolegium Odwoławcze decyzją z dnia 4.12.2013r. uchyliło zaskarżoną decyzję i przekazało sprawę do ponownego rozpatrzenia organowi I instancji.
W międzyczasie Prokurator wniósł także pozew cywilny o ochronę posiadania do Sądu Rejonowego w Limanowej. Sprawę tą prowadził sędzia Rafał Obrzut, toczyła się pod sygn. akt: I C 180/13. Sędzia od początku odnosił się do mnie grubiańsko, wyśmiewał moje twierdzenia, żartował z pełnomocnikiem pozwanej Gminy.
Po tych działaniach prawnych Gmina wstawiła korytka na styku drogi gminnej i służebnej oraz wykopała fosę o głębokości około 20cm – 30cm po przeciwnej stronie drogi gminnej. Niestety wstawione korytka były bardzo kiepskiej jakości, a fosa o takiej głębokości nie spełniała w ogóle swojej roli. Od początku razem z mężem wskazywaliśmy na niewystarczający zakres prac, ale nikt nas nie słuchał. Po pierwszym opadzie deszczu okazało się, że droga służebna jest dalej zalewana i sytuacja w ogóle się nie poprawiła. Jednak Gmina triumfalnie obwieściła, że sprawa jest już zakończona. Złożyła pisma do Sądu i Prokuratury o tym, że wykonano prace, które w pełni wystarczają, a moje ewentualne uwagi wynikają wyłącznie z mojej wrogiej i negatywnej postawy wobec Wójta Gminy. Pełnomocnik Wójta radca prawny Krzysztof Jędrzejek chodził po budynku Sądu i opowiadał wszystkim, że Anna Górka jest roszczeniowa i wszczyna bezzasadne sprawy sądowe.
Po takim przedstawieniu sprawy przez Gminę i jej pełnomocnika Prokurator cofnął pozew, bo uznał, iż prace zostały wykonane. Na rozprawie zostałam sama, ponieważ Sąd odmówił mi przyznania pełnomocnika z urzędu. Sędzia był do mnie negatywnie nastawiony, a sposób w jaki udzielał mi pouczeń nie pozwalał na ich zrozumienie. Ja wtedy nie miałam żadnego pojęcia o postępowaniu sądowym i nie umiałam odpowiedzieć na pytanie Sądu czy domagam się ochrony posesoryjnej, czy ochrony prawa własności. Nie wiedziałam nawet co te pojęcia znaczą, więc nie mogłam decydować. Sąd nie pouczył mnie w sposób zrozumiały, w szczególności co do konsekwencji wyboru określonego roszczenia. Teraz już wiem, że powinnam była podtrzymywać pozew w zakresie roszczenia posesoryjnego.
Sąd oczywiście odrzucił pozew, ponieważ nie jestem właścicielką działek, na których mam ustanowioną służebność, a strona przeciwna powołując się na wszczętą sprawę administracyjną wskazywała na niedopuszczalność drogi sądowej i konieczność rozstrzygnięcia sprawy co do możliwego sposobu zmiany stanu wód na gruncie. Ja nie miałam pełnomocnika i nie wiedziałam jak się bronić, dlatego moje apelacje i zażalenia do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu nie zostały uwzględnione.
Ponieważ droga służebna była dalej niszczona, a wykonane „prace” w żaden sposób nie zapobiegały jej zalewaniu dalej pisemnie, pocztą elektroniczną oraz ustnie zwracałam się do władz Gminy i urzędników o wykonanie rowów odwadniających i wstawienie odpowiedniej jakości korytek. Uprzedzałam, że wystąpię na drogę sądową w razie braku reakcji. Nikt jednak nie chciał nam pomóc. Podjęłam decyzję o wystąpieniu do Sądu o odszkodowanie od Gminy oraz o nakazanie Gminie wstawienie korytek i wykonania rowów. Sprawa ta toczyła się w Sądzie Rejonowym w Limanowej pod sygn. akt: I C 512/14. Na szczęście w tej sprawie Sąd uwzględnił mój wniosek o pełnomocnika z urzędu, który to po pierwszej rozprawie musiał pisać zażalenie do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu, ponieważ Sąd od razu odrzucił pozew, ze względu na argumentację pełnomocnika Gminy, powołującego się na postępowanie administracyjne, które celowo było prowadzone przewlekle. Na skutek złożonego zażalenia Sąd Okręgowy w Nowym Sączu uchylił zaskarżone postanowienie i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
Obecnie sprawa ta toczy się pod sygn. akt: I C 316/15 i nawet nie wiadomo czy skończy się w przyszłym roku. Pełnomocnik pozwanej Gminy prezentuje wyjątkowo złośliwą postawę wobec mnie i męża, ośmiesza nas na sali sądowej, kłamie i oczernia nas. Sąd mu na to pozwala, bo jest to znany w Limanowej radca prawny. Mąż, który zdenerwowany, ze łzami w oczach domagał się sprawiedliwości, został przez Sąd usunięty z sali, wezwano nawet ochronę. Dla mnie to co się dzieje na sali rozpraw to kpina. Ode mnie Sąd cały czas czegoś wymaga, a pełnomocnik drugiej strony siedzi, uśmiecha się tylko i mówi, że on się na nic nie zgadza. Nie wiem jak skończy się ta sprawa, ale na pewno nie zgodzę się na to, by Sąd tak traktował zwykłego obywatela. Gmina powinna wiedzieć, że ponosi odpowiedzialność za swoje zaniedbania i szkody, jakie przez nie powstały. Mam nadzieję, że moja sprawa pomoże także innym osobom domagać się swoich praw od urzędów i urzędników. Po skutecznym zażaleniu pełnomocnika na odrzucenie pozwu wreszcie z mężem doczekaliśmy się tego, że Gmina wykorytowała rów odwadniający i wstawiła odpowiednie korytka i droga służebna wreszcie przestała być zalewana. Nie zmienia to jednak faktu, iż z mężem ponieśliśmy znaczne koszty związane z ciągłym poprawianiem drogi służebnej i dowożeniem kamienia na drogę, który przez lata był wypłukiwany przez wodę, dlatego też w obecnie prowadzonej sprawie żądamy odszkodowania za zniszczenia. Widzimy jednak, iż to co ewentualnie Sąd nam przyzna będzie kroplą w morzu kosztów, jakie faktycznie ponieśliśmy.
Niestety to nie koniec absurdów związanych z naszą walką o możliwość bezkolizyjnego dojazdu do domu. Jak już wspomniałam na początku drogi służebnej, na styku z drogą gminną stoi słup telekomunikacyjny. Przez to bardzo trudno jest skręcić w lewą stronę na drogę gminną. Także większe pojazdy, w tym karetki pogotowia mają bardzo utrudniony wjazd na drogę służebną, ponieważ droga gminna jest bardzo wąska, a po przeciwnej stronie wjazdu znajduje się głęboki przepust. Już po ustanowieniu służebności właściciel sąsiedniej działki przeprowadził wznowienie granic i okazało się, iż nasza droga służebna nie jest wytyczona prawidłowo w terenie i biegły przebijał paliki. Wspomniany słup, mający stać według projektu na działce ewidencyjnej nr 1045 w terenie stoi w pasie drogi gminnej, na działce ewidencyjnej nr 1046.
Zwróciłam się pisemne do Gminy, jako zarządcy drogi o usunięcie słupa telekomunikacyjnego, tak by możliwy był swobodny wjazd na drogę służebną, bądź o dołożenie dwóch kręgów betonowych w miejscu istniejącego, tak by poszerzyć drogę w tym miejscu. Jak można się był spodziewać, pismo nie zostało załatwione pozytywnie. Gmina odpisała, że mogę sama we własnym zakresie i na własny koszt wykonać przebudowę linii telekomunikacyjnej oraz wstawić betonowe kręgi. Wójt ustalił warunki wykonywania prac na drodze gminnej, polegające na wstawieniu dwóch kręgów betonowych i napisał że mam te prace wykonać sama jeśli chcę. Przyznaję że Gmina zakupiła z własnych środków 2 kręgi. Gdy poszłam z pismem wójta do Wydziału Budownictwa i Architektury w Starostwie Powiatowym w Limanowej zapytać o zgłoszenie zamierzonych prac, jak mnie pouczył Wójt inspektorzy złapali się za głowę.
Otrzymałam oficjalne pismo, z którego wynika, iż to na Gminie ciąży obowiązek wykonania prac i ich zgłaszania. Korespondencja jaką prowadzę z urzędnikami gminy w tej sprawie to czysty absurd, min. nakazano mi wyciąć otwór w jednym z kręgów, mimo iż nie posiadam ani odpowiedniego sprzętu, ani uprawnień, co więcej, może to przecież spowodować jego uszkodzenie. A wystarczyłoby zakupienie tzw. trojaka, żeby ten problem załatwić.
W związku ze zmianą przebiegu granic działek i lokalizacji słupa zwróciłam się do Nadzoru Budowlanego o ustalenie, czy inwestycja telekomunikacyjna była wykonana prawidłowo, w szczególności czy słup znajduje się tam, gdzie powinien być według projektu. Przeprowadzająca oględziny Pani Inspektor nie widziała żadnych znaków granicznych w terenie, mimo wbitych w ziemię palików i rurek metalowych. Opierając się na samej dokumentacji uznała, iż inwestor wykonał inwestycję zgodnie z projektem, a słup umiejscowiony jest na działce 1045, choć w rzeczywistości stoi w pasie drogi gminnej, co widać nawet na zdjęciach. W związku z tym Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego decyzją nr 501/2016 z dnia 30.11.2016r. umorzył w całości postępowanie administracyjne. Na decyzję tą złożyłam odwołanie, jednak Małopolski Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego nie zwrócił uwagi na moje argumenty, dlatego też złożyłam skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie. Obecnie czekam na wyznaczenie terminu rozprawy.
Niestety nie da się tej sprawy normalnie załatwić, mimo moich pism i próśb, dlatego musiałam wystąpić z kolejnym pozwem do Sądu. Sprawa toczy się o wstawienie dwóch kręgów lub o wystąpienie wnioskiem do Orange o usunięcie słupa telekomunikacyjnego. Prowadzi ją Sąd Rejonowy w Limanowej pod sygn. akt: I C 943/16. Dziwnym trafem trafiła do tej samej sędzi, która orzeka w sprawie dotyczącej odszkodowania. Na samym początku musiałam walczyć o pełnomocnika z urzędu i zwolnienie z kosztów sądowych. Po otrzymaniu postanowienia o uwzględnieniu wniosku i sporządzeniu pozwu przez pełnomocnika z urzędu, nagle zarządzeniem Pani sędzia go wykreśliła. Po moich licznych interwencjach dowiedziałam się, że w jej ocenie ja w inny sposób opisałam sprawę, niż to zrobił pełnomocnik i według niej sprawy te nie są tożsame. Na szczęście po złożeniu ponownego wniosku o pełnomocnika z urzędu i zwolnienie z kosztów Sąd go uwzględnił. Okazuje się, że niestety Gmina nie ma zamiaru wstawiać kręgów, powołuje się na liczne argumenty, a sprawa toczy się pełną parą, pełnomocnik Gminy jest w nią bardzo zaangażowany, podobnie jak pełnomocnik Orange S.A. Ja pytam tylko gdzie tu jest zachowany zdrowy rozsądek? Gdzie dbałość o finanse publiczne? Po co wydawać publiczne pieniądze na koszty sądowe? Za te kwoty, jakie do tej pory Gmina wydała na biegłych, koszty pełnomocnika i inne można by było zrobić już dawno wnioskowane korytka, wstawić kręgi, a nawet poprawić i poszerzyć drogę gminną. Wójt jednak woli się sądzić, a o mnie i mężu głosić wszystkim, że jesteśmy konfliktowi, nie można się z nami dogadać i sami nie wiemy czego chcemy.
Co się zaś tyczy sprawy sądowej ostatnio otrzymałam zawiadomienie z Sądu o terminie rozprawy. Pewnie wyznaczona jest po to, żeby sprawę umorzyć. Ja pisałam bowiem, żeby Sąd najpierw powołał geodetę, aby ustalić położenie słupa na gruncie, to jest bowiem sedno całego problemu. Sąd woli jednak wyznaczyć rozprawę, na której znów będzie tylko kwestionowanie wszystkiego przez pełnomocnika Gminy, a końcowo Sąd uzna jak zwykle, że nie mam racji i oddali powództwo. Pytam więc ponownie, gdzie tu sprawiedliwość i czemu Sądy nie chronią zwykłych obywateli, tylko urzędników?
Szanowny Panie Ministrze tak w dużym skrócie wygląda moja wieloletnia walka o wstawienie 75 metrów korytek i umożliwienie mi normalnego dojazdu do domu. Obecnie mam już osiem segregatorów, w których gromadzę wszystkie dokumenty związane z tą sprawą. Liczę bardzo na pomoc i zakończenie tych absurdalnych procesów.
Z poważaniem,
Anna Górka