Strażnicy miejscy ze swoimi kompetencjami i uprawnieniami stają się tak naprawdę swego rodzaju „quasi strażnikami” porządku i prawa.
Czy Szczawnicy naprawdę potrzebna jest straż miejska? Zapraszamy na pierwszą część wywiadu z mec. Pawłem Bała.
Redakcja: Co zmieniłby pan w mieście gdyby został Pan burmistrzem Szczawnicy?
Paweł Bała: Traktuję to jako zabawę na zasadzie „co by było, gdyby było”, ale spróbujmy pofantazjować: w każdym mieście można wiele zmienić! Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, czytałem liczne publikacje „Kuriera” o tej instytucji – czy naprawdę potrzebna jest miastu (trzyosobowa) straż miejska, służba która nie zapewnia realnej całodobowej ochrony?
Osobiście znam przykłady takich miast, jak choćby Stalowa Wola na Podkarpaciu, o znacznie większej liczbie mieszkańców niż Szczawnica, które zrezygnowały ze straży gminnej. Akurat w przypadku Stalowej Woli, z tego co pamiętam, w grę wchodził aspekt konfliktu władz miasta ze związkami zawodowymi i niskie zaufanie społeczne mieszkańców. Ówczesny burmistrz podjął więc decyzję o likwidacji tej formacji, a mimo to gmina wcale się nie rozsypała. W Stalowej Woli zaczęto bardziej dotować policję, która z racji ustawowych lub innych (wyszkolenia, wyposażenia, całodobowa, etc.) jest formacją publiczną i w pełni profesjonalną.
R: Jak może być użyteczna straż miejska, która nie jest całodobowa i nie pracuje we wszystkie dni w tygodnia. Czyżby naruszenia prawa miały mieć miejsce cyklicznie i w dodatku tylko w godzinach pracy straży? Bo taką właśnie sytuację obecnie obserwujemy w Szczawnicy, gdzie straż miejska działa tylko w wyznaczonych godzinach…
P.B: Bardzo często rola straży gminnych sprowadza się do karania mandatami za drobne wykroczenia w ruchu drogowym czy też, jak w przypadku Szczawnicy, kontroli wywożenia nieczystości. Teraz w dodatku strażnicy nie mogą już posługiwać się fotoradarami, więc te kompetencje jeszcze bardziej zostały ograniczone. Jeżeli natomiast mówimy o poważniejszych naruszeniach prawa, przestępstwach jak napady, włamania, to w takich przypadkach wkracza nie straż gminna, lecz policja.
R: A jak ma się zachować np. strażnik gminny, który o 7:30 rano pełni dyżur przeprowadzając dzieci przez jezdnię do szkoły podstawowej, a w tym czasie obok niego przejeżdża tir załadowany drewnem o łącznej masie 40 t, który właśnie przejechał przez most z ograniczeniem do 10 t? Wiadomo, że strażnik nie ma możliwości zatrzymać tego pojazdu w ruchu, ale…
P.B: … może zareagować! To jest oczywiste, że kiedy funkcjonariusz straży miejskiej na służbie obserwuje naruszenie przepisów ruchu drogowego, które nie polega na tym, że np. turysta zaparkował na przysłowiowym „zakazie”, lecz że kierowca tir-a narusza ograniczenia tonażowe na tym moście – tutaj właśnie powinna nastąpić reakcja ze strony funkcjonariuszy. Mówimy wszak o niszczeniu mienia publicznego. Można sobie wyobrazić nawet konsekwencje w postaci katastrofy budowlanej zagrażającej życiu ludzkiemu. Jeżeli więc rzeczywiście dochodziło do opisanych przez Pana sytuacji – byłoby to potwierdzeniem mojej początkowej tezy, iż strażnicy miejscy ze swoimi kompetencjami i uprawnieniami stają się tak naprawdę swego rodzaju „quasi strażnikami” porządku i prawa.
R: Kończąc temat straży miejskiej: mieszkańcy skarżą się, że jest ona wykorzystywana jako swego rodzaju „policja polityczna”, która zdaje się być „uciążliwa” tylko wobec osób nieprzychylnych w swoich komentarzach pod adresem urzędującej władzy. A jak Pan zdefiniowałby pojęcie „policja polityczna”? Co kryje się według Pana pod tym terminem?
P.B: Ja rozumiem policję polityczną, jako formację uzbrojoną, umundurowaną, która realizuje określone, stricte polityczne zamówienia władzy od której zależy. Tym bardziej istotne jest więc, żeby bezpieczeństwa publicznego i poszanowania prawa strzegła policja, będąca jednak formacją scentralizowaną i w swej istocie apolityczną. Oczywiście nie bądźmy naiwni – policja też jest w pewnym stopniu podległa wpływom politycznym, lecz po pierwsze – w znacznie mniejszym, niż dzieje się to w straży miejskiej, a po drugie – straż gminna w samej swej konstrukcji jest zależna od pracodawcy, którym jest, mówiąc językiem prawniczym, „organ gminy” czyli wójt, burmistrz, bądź prezydent miasta, a oni są już określonymi politykami – ich głównym celem jest zazwyczaj przedłużenie swojej władzy na kolejne kadencje, czyli konkretne działanie politycznie. Co prawda w ustawie o policji z 1990 r istnieje przepis – pozwalający wójtowi, burmistrzowi lub prezydentowi miasta wydanie polecenia policji w celu ochrony prawa, lecz jest on bardzo rzadko wykorzystywany.
R: I tu dotarliśmy do głównego problemu w strażach miejskich. W policji istnieje swego rodzaju „strukturalny nadzór”. Można złożyć skargę na daną jednostkę policyjną do komendanta wydziału, do Komendy Głównej Policji. Jeżeli natomiast skarżymy się na działania straży miejskiej – skarżymy się do burmistrza, a jeżeli to on zleca straży nękanie polityczne opozycjonistów, to trafiamy w pewną pustkę…
P.B.: Tym samym, chyba po raz kolejny potwierdziliśmy tutaj pierwotną tezę, że straże miejskie, zwłaszcza w małych miastach, są jednak zbędne, a przeznaczane na nie środki można lepiej „skonsumować” np. doposażając i dofinansowując lokalną policję.
Odpowiedzialność policjanta jest bardzo szeroka i liczba skarg oraz wnikliwość ich rozpatrywania jest bardzo wysoka. Do rzadkości należą w policji sytuacje, że oficjalna skarga obywatela kierowana do Komendanta Miejskiego lub Powiatowego, jako II instancja Komendanta Wojewódzkiego, jest „zamiatana pod dywan”. Nie, te sprawy są bardzo wnikliwie badane, czasem aż do poziomu absurdu. Na potwierdzenie przytoczę tutaj pewien znany mi przypadek: policjant na służbie zaparkował radiowóz na chodniku bez zachowania odpowiedniej przestrzeni do poruszania się i proszę mi wierzyć – było wobec niego wszczęte postepowanie dyscyplinarne. Jeżeli chodzi natomiast o funkcjonowanie straży gminnych, bardzo dużo zależy tu od danego włodarza gminy (miasta) i jego podejścia do kwestii bezpieczeństwa na zarządzanym przez niego terenie. Niektórzy z nich zapewne kładą większy nacisk na wnikliwe rozpatrywanie skarg i zażaleń, ale inni dbają o to już mniej. To zależy od człowieka.
R: Dziękuję bardzo za rozmowę!
Już wkrótce na portalu ukaże się druga część rozmowy z mecenasem Pawłem Bała.
Paweł Bała – adwokat, założyciel Kancelarii, doktor nauk prawnych (KUL w Lublinie, 2009).
Posiada wieloletnie doświadczenie w obsłudze prawnej jednostek sektora publicznego, przedsiębiorców oraz podmiotów prowadzących działalność leczniczą. Autor szeregu analiz i ekspertyz prawnych z zakresu prawa publicznego i systemów zarządzenia. Twórca opinii prawnych m.in. dla jednostek samorządu terytorialnego.
Współpracował przy wdrażaniu licznych projektów realizowanych z środków Unii Europejskiej, a także Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy. Przed uzyskaniem uprawnień adwokata zdobywał doświadczenie w tworzeniu prawa jako opiniujący doradca w procesie legislacyjnym prowadzonym na poziomie Senatu RP.
Adiunkt na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach; w przeszłości wykładał w innych szkołach wyższych (m.in. Uniwersytet Rzeszowski, Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, Wyższa Szkoła im. B. Jańskiego w Warszawie). Autor dwóch, współautor siedmiu monografii i kilkudziesięciu artykułów z zakresu prawa publicznego i prywatnego. Członek Rady Naukowej i Komisji ds. utworzenia Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 1 w Rzeszowie.